literature

Saga Poniedzialku 13

Deviation Actions

Fursik's avatar
By
Published:
382 Views

Literature Text

W piątek, o godzinie 16:08, jak w każdy piątek o godzinie 16:08 przepychałem się wśród tłumu czekającego na wejście do 50-osobowej puszki na kółkach, mającej wieźć mnie przez 58km do miejsca zwanego domem. Po wpłaceniu złotówek w liczbie dwunastu koła leniwie ruszyły z miejsca i zaczęły kierować swe obroty w kierunku przeciwnym do wyrastającej zewsząd miejskiej dżungli.

Byliśmy już przy ostatnim słupku oznaczającym przystanek, dzielącym teren zaasfaltowany od dzikiego, kiedy przez szklaną taflę okna dotarł do mnie widok, który całkowicie zamroził świat dookoła mnie.

Nic już dla mnie nie istniało. Tylko ja i tajemnicza kobieta siedząca na przystankowej ławie. Zostawiłem całą swoją rzeczywistość za plecami, wpatrując się w samotną sylwetkę, trzymającą ręce opuszczone między kolanami, siedzącą w zgarbionej pozycji na brzegu ławy.
Można by powiedzieć, że między nami utworzyła się pewnego rodzaju więź, która była znana tylko mi. W głowie zaczęły kłębić mi się dziesiątki pytań, które chciałbym zadać, dziesiątki rzeczy, które mógłbym powiedzieć.

Może czeka na kogoś bliskiego, który nie przybył już od dwóch godzin?

Może zastanawia się, czy nie wsiąść do pierwszego lepszego autobusu, który zabierze ją jak najdalej stąd? A może rozmyśla nad tym, czy następny dzień będzie warty zwleczenia się z łóżka jesiennego poranka z ołowianym niebem za oknem?

Moment… ona wcale nie trzyma tak rąk bez powodu. Prostując plecy ujawniła telefon, skrywany do tej pory tuż nad krawędzią chodnika. W tym momencie cienka nić pękła. Świat dookoła znowu zaczął się kręcić, emerytki zaczęły rzucać swoje zmęczone torby na każde wolne siedzisko, rozgadane gimnazjalistki wypuściły w eter kolejny wybuch śmiechu, a ostatni bilet opuścił kasę obok kierowcy. Ruszyliśmy dalej, ale to jedno niezauważone przez nikogo wydarzenie zepsuło mi humor na cały dzień.
Jeszcze nigdy nie zawiodłem się tak na ludziach.


Zawód zawodem, ale plan wykonania PKS-u musiał zostać wykonany. Z czasem powolne obroty każdego z sześciu kół zwiększyły się, zmieniając się w półprzyjemny, miarowy stukot pod moimi stopami. Betonowy las za oknem zaczął przeistaczać się w swoją niemetaforyczną formę, a kolejne kilometry przewijające się przez licznik oznaczały kolejne kilometry bliżej domu.

W pewnym sensie byłem szczęśliwy patrząc na okolice, które stawały się coraz bardziej znajome, ale świadomość nieuchronnego końca wędrówki budziła we mnie słabą nutę smutku.
Istnieją na świecie specyficzne stany przejściowe, takie jak dwugodzinna jazda autobusem podczas późnych godzin popołudniowych, gdy można obserwować ostatnie promienie światła dziennego. Te stany mogą wydawać się mało istotne w naszych celach i dążeniach, ale jeżeli się nad tym zastanowić, to właśnie one stają się esencją wydarzeń, które wywołują na twarzy mimowolny uśmiech.
Zmrok powoli zapadał, a przepełniona ludźmi puszka ani nie myślała stawać przed swoim docelowym przystankiem. Po kolei mijaliśmy różnorakie budynki użytku publicznego, markety, leśnictwa, szkoły…

Hm.

Szkoła – z czym kojarzy ci się to słowo? Z miejscem piekielnej kaźni, w którym rolę lucyferów przejmują wszyscy nauczyciele próbujący w dzisiejszych czasach wykonywać swoją pracę metodami sprzed kilkudziesięciu lat?
Ze złem koniecznym, które trzeba odpracować zanim zacznie się odpracowywać kolejne zło konieczne, hodując wrzody na tyłku siedząc pochylonym nad klawiaturą?
Może jest to miejsce, do którego przychodzi się głównie dla długich przerw spędzonym w przyjacielskim gronie, głównie na piciu lub paleniu?
A może jest to placówka, której głównym celem jest posadzenie młodego człowieka nad książką, w pozycji której teoretycznie powinno towarzyszyć złamanie kręgosłupa w czterech miejscach po to, aby w tej pozycji pisał kartkówki i sprawdziany, dzięki czemu dostanie sporo dobrych ocen przygotowujących go do życia w świecie, który najprawdopodobniej nigdy nie będzie dla niego istniał?

Niezależnie od wyznawanych poglądów, szkoła, niezależnie od jej typu i rodzaju, jest hałaśliwym miejscem. Każdy dzwonek wypełnia trzewia korytarzy ludźmi szukającymi w popłochu pomieszczenia w którym winni się znaleźć przed kolejnym dzwonkiem, wypełniającym z kolei tętniące życiem przestrzenie pustką, która sporadycznie zakłócana jest prze jakąś zabłąkaną duszę.
To wszystko funkcjonuje jak jeden wielki, żywy organizm, mający swoje żyły i tętnice cyklicznie zapełniane krwinkami. I tak w kółko, aż do nieuchronnej śmierci, która musi nastąpić prędzej czy później.

Jednak jakimś cudem w naszym mega-organizmie znalazło się miejsce dla ciała obcego. Nie jest pasożytem ani antyciałem. Po prostu, jest. Od zawsze było i już pewnie zawsze będzie. Nikomu nie wyrządza szkody, więc po co się go pozbywać?
To ciało to nasza mała knajpka. Kryjówka od krwiobiegu, chwilowa ucieczka z cyklu życia, najsilniejszy z uczniowskich narkotyków. Każdy może tu wpaść w poszukiwaniu ciepłej strawy, zimnego napoju lub po prostu przebywania w otoczeniu drewnianych ścian i ław otoczonych złotym kożuszkiem światła latarni.

Dziesiątki żaków przewijają się przez to miejsce każdego dnia aby przedyskutować znaczenie deflacji społecznej, iloraz inteligencji dyrekcji która zezwoliła na przeprowadzenie trzech sprawdzianów jednego dnia lub w sobie tylko znanym języku grupowo skomentować nowy wystrój koleżanki. Jeszcze inni regularnie zakupują tutaj swoje Ciało Boże w postaci parzonych granulek kawy, które pozwala im na zastygnięcie w pozycji siedzącej przez resztę dnia.
Wszystko to oczywiście do czasu, gdy nieubłagany dzwonek znów zasygnalizuje rychłą pustkę na korytarzach.

Nie mogliśmy dostać lepszego miejsca na tracenie swojego jakże cennego czasu i pieniędzy.

To wszystko zaczęło schodzić coraz głębiej. Przecież patrząc trzeźwym okiem, to szkoła jest placówką, która łączy ludzi tylko po to, aby ich potem dzielić na wszelkie możliwe sposoby; jest czymś, czego się nienawidzi, a zarazem gdyby nagle zniknęła z powierzchni ziemi, zapanowałby totalny chaos, jest domem symboli, życia, śmierci, przeżyć…
Oho.  Nastał ostatni przystanek. Cóż, stany przejściowe mają to do siebie, że z czasem przechodzą w niebyt…
Nareszcie. Szczęśliwa trzynastka doszła do skutku. Ciężko mi powiedzieć, jak się teraz czuję. Po prostu dobrze jest wrócić. 
Enjoy.
© 2014 - 2024 Fursik
Comments2
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Fursik's avatar
Łał, miło widzieć, że nawet po tych wszystkich miesiącach ktoś jednak pamięta czym była Saga Poniedziałku!
No i dzięki za słowa dodające otuchy. Musiałem trochę wziąć się za warsztat, żeby po kolejnych miesiącach nie gryźć zębów patrząc na dawną składnię czy gramatykę. Dobrze wiedzieć, że to, co najważniejsze - styl - nie stracił na jakości. Chociaż nie mnie już to oceniać.